czwartek, 24 grudnia 2009

W skrócie


Kiedy spoglądam na daty poprzednich wpisów, uświadamiam sobie jak szybko mijają moje dni. Ostatni kwartał był prawdziwym mgnieniem oka... Cóż, koniec roku niewątpliwie sprzyja różnym refleksjom, ale spokojnie, to jeszcze nie dzisiaj.

Teraz jedynie bardzo krótka aktualizacja:

Bilet do Birmy kupiony. Wylot 9. stycznia wczesnym ranem z Bangkoku, powrót przed południem 2. lutego. Tak na marginesie: Tanie linie lotnicze już dawno nie są tanie.

Przedłużyłem kambodżańską wizę o następne 6 miesięcy. O powodach napiszę bardziej szczegółowo niedługo. Będę musiał przemyśleć i uporządkować kilka spraw.
*
W mieście niewiele się dzieje, nie licząc wizyt kilku ważnych komunistów z Wietnamu i Chin. Przybyli tu przehandlować prawa człowieka za miliardowe kontrakty gospodarcze (i zablokować ulice na kilka godzin). A khmerscy politycy kochają dolary. Dużo bardziej niż siebie. To chyba właśnie jest prawdziwa miłość. Przy okazji świat - zwłaszcza polityki i finansjery - dowiedział się ile warte jest życie 20 ujgurskich uchodźców : 1 miliard 200 milionów amerykańskich dolarów. Całkiem nieźle, 60 mln za głowę. Panie Brown, Panie Sarkozy, co wy na to?

Ach, zapomniałbym. 10. grudnia był w Kambodży świętem państwowym. Dniem Praw Człowieka.

Poza tym plastikowe święta w pełni. Przedwczoraj właściciel mojego ulubionego sklepiku przywitał mnie okrzykiem "Merry Christmas!", po czym natychmiast wrócił do zjadania ryżu. Przechodziłem też koło jednego warsztatu samochodowego, gdzie pracownicy umilali sobie przerwę obiadową melodią "Jingle Bells" wygrywaną wkoło przez pozytywkę. A wczoraj buddyjscy mnisi błogosławili Last Home siedząc pod choinką.

Przeglądnij się Zachodzie w azjatyckim lustrze i zacznij wyciągać wnioski.

Brak komentarzy: