poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Reaktywacja?

Nie ma co ukrywać, zapuściłem się ostatnio z prowadzeniem tego bloga. Nie będę się usprawiedliwiał, po prostu miałem słabszy okres i zachowałem się nieprofesjonalnie. Pozostaje mi jedynie wziąć się w garść i nadrobić zaległości. Na początek parę osobistych wyjaśnień.

Okres beztroskiej tułaczki po Himalajach zakończył się dość gwałtownie, kiedy w Kathmandu wsiadłem w samolot nepalskich linii lotniczych udający się do Bangkoku. Lecąc na spotkanie z A., której jeszcze przed wyjazdem z Polski obiecałem towarzystwo w jej wyprawie do Kambodży, nie miałem większego pojęcia jak będzie wyglądała moja dalsza podróż. Wyobrażałem sobie mgliście, że zapewne niewiele inaczej niż do tej pory - pokręcę się trochę po Kambodży, potem 'wyskoczę' do Wietnamu i Laosu, żeby ostatecznie udać się do Australii, gdzie miałem nadzieję podreperować sobie budżet, pracując w dziedzinach niekoniecznie związanych z dziennikarstwem podróżniczym.

Tymczasem - pod nieocenionym wpływem A. - zabrałem się za uporządkowanie mojej dotychczasowej działalności. W efekcie podjąłem decyzję, która tak na prawdę jest przedłużeniem i naturalną konsekwencją decyzji o wyruszeniu na podróżniczy szlak - albo będę w stanie utrzymywać i rozwijać się robiąc to, co lubię i umiem najlepiej, albo nie ma sensu sobie dalej głowy zawracać podróżowaniem, które pozbawione celu jest jedynie zwykłym włóczeniem się. W pewnym momencie trzeba rzucić się na głęboką wodę, bo inaczej może się okazać, że już do końca życia człowiek będzie brodził w płytkich sadzawkach, być może ciepłych i bezpiecznych, ale za to śmiertelnie nudnych.

Zdecydowałem się na skok w głęboką wodę otwartego oceanu.

Jeśli rzeczywiście jestem dobry w tym, co robię, to już niedługo powinienem znów znaleźć się na szlaku. Żyjąc, pracując i będąc zadowolony z wszystkiego co robię.

Only those who will risk going too far can possibly find out how far one can go.
T. S. Eliot

Z innych wiadomości - właśnie kupiłem sobie rower. Klasyczny, mocno przechodzony rower miejski z koszykiem. Nagle poruszanie się po Phnom Penh przestało być problemem. Ale jazda, chciałoby się powiedzieć :)