środa, 7 kwietnia 2010

Strzały znikąd


  Dawno się tak nie zmęczyłem, jak przy pisaniu ostaniej noty dla DP o sytuacji w Birmie. Dwie strony w dwa dni. Upał i wynikający z niego brak snu zamieniły mnie literalnie w nieco bardziej zaawansowane warzywo. Jest 22.40 a termometr w pokoju pokazuje 40 stopni, mimo że wentylatory wypluwają sobie płuca... Kiedy już nie mogę nawet pomyśleć jednego sensownego zdania, kładę się na materacu. Przewracam się godzinę, dwie i znów siadam do pisania, skoro i tak nie mogę spać. Tylko że wtedy nie mogę pomyśleć nawet jednego sensownego zdania...

No ale pisać trzeba. Donosić co w trawie piszczy. Przeglądając przedwczorajszą gazetę natrafiłem na notkę, która przeniosła mnie do Phnom Penh jakie znałem dotąd tylko z relacji. Choćby D. opowiedział mi niedawno o czasach, kiedy wynajmował tu mieszkanie w 1994 roku. W tym samym budynku mieszkał wówczas policjant, który często wracał ze służby nad ranem. Ponieważ wszyscy pogrążeni byli jeszcze w głębokim śnie a drzwi były pozamykane, wyciągał swój służbowy pistolet i strzelał w powietrze. Ot, taki nietypowy dzwonek wejściowy.
Okazuje się, że niektórzy mundurowi ułańskiej fantazji jeszcze nie stracili. W ubiegłą niedzielę żandarmeria wojskowa aresztowała generała brygady Królewskich Sił Zbrojnych Kambodży, który popijając wino palmowe przed swoim domem, w przypływie (nieustalonego jeszcze) humoru zaczął palić ze swojego bandoletu. Być może strzelał do portretów przodków na ścianach, ważne, że jeden z pocisków rykoszetował i wbił się w stopę leżącej nad pobliskim basenem brytyjskiej nauczycielki angielskiego. Przytoczę jeszcze tylko wypowiedź przedstawiciela żandarmerii, bo warto:
- Generał po oddaniu strzałów... ciągle siedział przed domem i pił wino. Nie możemy go przesłuchać, bo wciąż czekamy aż wyjdzie z ciężkiego zamroczenia alkoholowego. W tym momencie przebywa w areszcie i może w poniedziałek uda nam się z nim porozmawiać.

A wszyscy wkoło namawiają mnie, żebym poszedł na basen.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Może właśnie dlatego namawiają cię na ten basen ;)
Mam pytanko w związku z moimi (niestety mało zaawansowanymi) przygotowaniami do egzaminu z chorób zakaźnych, czy wiesz coś więcej na temat tej epidemii cholery?
Każdy szczegół może okazać się smaczkiem, którym powalę na kolana mojego profesora i nie zwróci uwagi na inne mankamenty mojej niewiedzy;)
Pozdrawiam chłodno,
Kawka

gregor pisze...

:)

Medycznych smaczków chyba Ci za wiele nie dostarczę, znam sprawę raczej od strony socjalnej. No ale spróbujmy.

Zaczęło się od tego, że w lutym, w stołecznych gazetach pojawiły się płatne ogłoszenia o tytule "Cholera w Kambodży", sygnowane przez dra Beat Richnera, znanego szwajcarskiego pediatrę, który założył w Kambodży kilka klinik dziecięcych (Kantha Bopha).
Najwidoczniej wziął sobie do serca brak świadomości społecznej i sam rozpoczął krucjatę przeciwko chorobie. Między innymi, zarzucił rządowi (ale też WHO) lekceważenie zjawiska poprzez traktowanie jej jako zwykłej sezonowej biegunki wywołanej "nie myciem rąk".
Może po prostu przytoczę kilka wyjątków z tych ogłoszeń:

"Jak wynika z prasy codziennej, WHO jest ciągle przekonana, że przypadki ostrej biegunki rozprzestrzeniającej się w Kambodży od listopada 2009 są zwykłe i sezonowe. Kantha Bopha ma odmienne zdanie [...] W naszych klinikach stykamy się ze zwykłą ostrą biegunką od 18 lat i możemy z całą pewnością powiedzieć, że jej przypadków wcale nie ma więcej niż było. Te nowe przypadki są inne: przyjmowane dzieci są w ciężkim stanie, ich twarze mają specyficzny, desperacki i "zatruty"
wyraz.

W styczniu 2010 przyjęliśmy 120. pacjentów z podejrzeniem cholery. W 54. przypadkach zostały one potwierdzone przez nasze laboratorium.

Zwykła, sezonowa biegunka wywoływana jest przez wirus, podczas gdy cholera przez bakterię Vibrio Cholerae, co wymusza inne leczenie. Należy zastosować antybiotyk, natychmiast! (jak się zdążyłem zorientować, to sprawa sporna - przyp. mój).
[...]

Dzisiaj mieszkańcy Kambodży podróżują znacznie więcej niż 12 lat temu, kiedy mieliśmy tu ostatnią epidemię cholery. Zanotowaliśmy wówczas 500 przypadków. Tylko, że wówczas mieliśmy tylko dwa jej ogniska, które się nie rozprzestrzeniły.

W pierwszym tygodniu lutego (b.r.) przyjęliśmy już 20 nowych przypadków z trzech różnych miejsc kraju. [...]

Muchy, które przenoszą zarazki cholery z nieczystości na jedzenie, podróżują także: w taksówkach, autobusach, samolotach."

W jednym z późniejszych ogłoszeń dr Richner przewidywał dalsze rozprzestrzenianie się choroby. Dopiero pod jego naciskiem władze zaczęły brać sprawę poważnie i po odpowiednich testach w innych częściach kraju przyznały, że doszło do "lokalnych epidemii cholery".

Od lutego zaczęto potwierdzać nowe przypadki, głównie w pobliżu stolicy i w miasteczkach na południe od niej. Na początku kwietnia doniesiono już o epidemii cholery w Kratie, mieście na północny-wchód od Phnom Penh, niedaleko granicy z Wietnamem, gdzie z objawami ostrej biegunki zgłosiło się 200 osób. 5 osób zmarło.

Od listopada 2009, do 2 marca zanotowano 223 potwierdzone laboratoryjnie przypadki.
Władze twierdzą, że wszystko jest już pod kontrolą, choć znając Kambodżę, wszystko jest jeszcze możliwe.

Uff, mam nadzieję, że się do czegoś przydałem :) Jakbyś miała jeszcze jakieś bardziej szczegółowe pytania, pisz - będę drążył.

A tymczasem pozdrawiam z tropikalnego piekła,

Stary choleryk

Anonimowy pisze...

Dzięki Staruszku!
Cholerę już mam opanowaną :P
Szkoda jedynie, że na świecie ciągle umierają ludzie na choroby, na które już dawno wynaleziono leki...
Jak się tak wczytuję w te wszystkie tropikalne choróbska to martwię się o ciebie coraz bardziej, więc się tam pilnuj :)
Pozdrawiam kawowo-deszczowo!

gregor pisze...

Jak znam siebie, to pewnie połowę z nich już miałem, tylko nie zauważyłem :)
Powodzenia na egzaminie! Napisz mi jak było i dlaczego dostałaś 5. :)

Pozdrawiam, ale nie ściskam, bo się cały lepię...ble.