piątek, 20 marca 2009

No to...

...kilka uwag o ruchu drogowym w Indiach. Po pierwsze, nie sądzę, żeby przeciętny kierowca z Europy był w stanie ujechać choćby kilometr na indyjskich drogach bez kłopotów. Bardzo dobry kierowca może by sobie poradził, ale też pod warunkiem, że zmieniłby natychmiast styl myślenia.
Otóż indyjski kierowca jedzie tam, gdzie akurat jest miejsce. I nie chodzi o dostępność jakiegoś innego, konkretnego toru jazdy, ale dosłownie o kawałek wolnej przestrzeni w danej sekundzie. Jeśli oznacza to poruszanie się po części jezdni przeznaczonej dla przeciwnego kierunku jazdy, jest to tak samo naturalne jak jazda poboczem. Nawet jeśli - co zdarza się rzadko - na jezdni wydzielone są pasy ruchu, to spełniają raczej funkcję dekoracyjną. Spece od bezpieczeństwa jazdy nie mają czego szukać w Indiach. Mimo tego szaleńczego ruchu, ulicznej gry w tetris, gdzie klockami są tworzący nierozróżnialną masę ludzie, pojazdy najróżniejszej maści, psy, krowy, małpy, stragany, domostwa żebraków, przechodzące stada i sama nawierzchnia, na przestrzeni 600 km mojej przejażdzki nie widziałem ani jednej kolizji drogowej, ani choćby śladu po niej.
Wszystko to odbywa się w akompaniamencie nieustannego dzwięku klaksonów, ich brzmienie jest nieodłączną częścią ruchu drogowego. I to nie dlatego, żeby kierowcy trąbili na siebie ze złości, czy w ostateczności, kiedy ktoś ewidentnie łamie przepisy, lub nie dostrzega innych uczestników ruchu, ale dlatego, że tak trzeba i już. Większość ciężarówek, autobusów i furgonetek ma wręcz napisane z tyłu "blow your horn please", czy w przypadku braku miejsca "blow horn". Indyjski kierowca zatem trąbi przy każdej okazji - kiedy podjeżdża do innego pojzadu, kiedy go wyprzedza, kiedy zbliża się do zakrętu, kiedy jest już na zakręcie, kiedy widzi ludzi i zwierzęta - praktycznie bez przerwy. Bądź słyszalny na drodze.
Ale najważniejsze - indyjski kierowca nie okazuje żadnego śladu zdenerwowania istniejącą sytuacją. Z jego ust nie wymknie się żadne przekleństwo ani komentarz, nawet jeśli właśnie jadąc z prędkością 80 km/h minął się o milimetry z autobusem, który z podobną szybkością wyskoczył nagle zza trzech motorów i furgonetki, nadjeżdżających z naprzeciwka i tak właściwie całą szerokością jezdni. Swoją drogą, wydaje mi się, że kierowcy indyjskich autobusów jeżdżą najostrzej.
Być może to jest właśnie metoda na przepełnione ulice? Tak czy inaczej, przyzwyczaiłem się bardzo szybko. Teraz idąc ulicą - bo chodniki nie istnieją - kiedy słyszę klakson, po prostu podchodzę jak najbliżej ścian budynków. Da się wytrzymać.

Brak komentarzy: